Nazywam się Tomasz Wrzesiński. Jestem osobą interesującą się antykami. Nie tylko je zbieram ale także odnawiam, przywracam im dawną świetność. Z mojego kolekcjonerstwa zrodziła się praca dająca mi utrzymanie.
Witam na mojej stronie internetowej, która jest jednocześnie blogiem opowiadającym o mojej działalności zawodowej oraz o fascynacji antykami, którą chciałbym się podzielić.

sobota, 3 marca 2018

Zabawa w intarsje.

Swego czasu odnawiałem zabytkowy stół bilardowy z dziewiętnastego wieku. Był to wyrób wrocławskiej firmy G. Keiser & Gade Bilardfarbric Breslau, mieszczącej się pod adresem: Adolfstrasse 5 (obecna nazwa - Otwarta, przedwojenna nazwa od imienia kupca Adolfa Hechta).

Generalnie stół nie był w złym stanie, wymagał głównie odnowienia politury i wymiany sukna na blacie.  Jego najbardziej rzucającym się w oczy mankamentem był brak liter i znaków graficznych w ozdobnej ramce z nazwą firmy na jednym z boków blatu.
Stąd jakby temat powyższego posta - zabawa w intarsje.




Postanowiliśmy wraz z osobą do której należał stół aby brakujące litery i znaki graficzne odtworzyć za pomocą intarsji. Ponieważ były tam zarówno napisy jak medale z wystaw to odtworzenie ich w oryginalnej formie byłoby trudne ze względu na brak wzorów. Można by zastąpić medale na przykład przez wklejenie zabytkowych monet. Jednak każda z takich prób by powodowała, że tabliczka byłaby niejednorodna w formie i kolorystyce. Dla tego intarsja wydawała się najlepszym wyjściem. Przy tym jest to proces niejako odwracalny w wypadku gdyby była możliwość przywrócenia oryginalnej formy dla uzupełnianych elementów.



W sumie to łatwo powiedzieć ale prawdziwa i żmudna zabawa zaczyna się jak człowiek przystąpi do realizacji. Bo niby taki sobie napis i parę innych kształtów do odtworzenia. Jednak tak na prawdę należy poświęcić kilka dni aby dorobić każdą z brakujących literek.
Zdecydowałem się, że użyję brzozowego forniru, żeby potem uzyskać jasny napis który będzie w efekcie przypominał inkrustację z metalu.


Aby odwzorować kształt liter musiałem wykonać coś w rodzaju negatywu. Posłużyłem się w tym wypadku sztywną folią z przezroczystych opakowań. Arkusik folii przyklejałem przy pomocy taśmy klejącej nad interesującym mnie fragmentem tekstu. Następnie nożykiem introligatorskim wycinałem w nim pieczołowicie każdą z literek.




Następnie tak przygotowany negatyw przyklejałem taśmą do arkusza forniru. Aby fornir nie pękał mi przy cięciu to wcześniej wzmocniłem go naklejając nań taśmę klejąca (lepiej jest przykleić taśmę tylko z jednej strony - tej zewnętrznej).
Potem należało odrysować od negatywu literki przy pomocy bardzo dobrze zaostrzonego ołówka. I oczywiście wyciąć pieczołowicie każdą z literek nożykiem introligatorskim.








Wbrew pozorom to wycinane literki są niezwykle małe i kruche, więc każdy ruch wymaga precyzji. Wszystko to co widać na powyższych zdjęciach zajmuje wiele godzin.




Tak przygotowane elementy należy przykleić w oryginalne miejsca. Jednak zanim się przyklei każdy z detali to miejsce jego obsadzenia trzeba oczyścić z brudu aby klej miał należyte wiązanie. Samo klejenie też nie jest łatwe bo nieraz literka wymagała jeszcze korekt.


W każde z gniazd należało zaaplikować klej strzykawką. Jednak po wpasowaniu literki mogły pojawić się zacieki z kleju - usuwałem je papierem toaletowym. Aby fragment napisu się nie przesuwał to na całość przyklejałem taśmę klejącą. Potem wszystko ściskałem pod "prasą" zaimprowizowaną z płytki i ścisków stolarskich. Tak fragment po fragmencie, gdzie nieraz było po kilka liter.




Jako, że literki były wzmocnione taśmą klejącą to należało ją zeszlifować aby odsłonić drewno.


Po wklejeniu napisów pozostały mi jeszcze ubytki tła między literami. Większe ubytki uzupełniałem fornirem tożsamym z oryginalnym. W tym celu wykonałem podobny zabieg z "negatywami" jak w wypadku literek.




Następnie wszelkie pomniejsze ubytki i niedokładności wypełniłem szpachlówką. Po czym po wyschnięciu szpachli wyszlifowałem wszystko.



Jeszcze tylko drobna korekta kolorów.


I tak po mniej więcej czterech lub pięciu dniach zabawy w wycinanki i wyklejanki można przystąpić do politurowania.


A potem tylko podziwiać efekt końcowy  :-)






niedziela, 24 września 2017

Wyjątkowa szafa, jak z pałacu.


Są przedmioty które budzą pożądanie ;)
No może to lekka przesada ale na pewno jeśli chodzi o szafy to obok tej konkretnie nie można przejść obojętnie. Jest to na pewno wyjątkowa i wyróżniająca się w swoim rodzaju szafa eklektyczna z końca XIX wieku. Zrobiono ją bardzo starannie, dobierając odpowiednio materiały, kształt i dekoracje.
Szafa posiada sosnową konstrukcję, pokrywają ją okleiny orzechowe w kilku odmianach które bardzo ładnie skomponowano. Duże znaczenie też ma jej kształt, składa się ona z trzech segmentów z bardzo wyraźnie wysuniętą do przodu częścią środkową. Przy tym ozdobne gzymsy, kolumny i szereg dekoracyjnych detali sprawiają, że jest to na prawdę piękny mebel.







Najpewniej zrobiono ją na indywidualne zamówienie. Świadczą o tym herby widoczne na drzwiczkach, wykonane w technice intarsji.



Mebel oprócz tego, że jest bardzo dekoracyjny jest też świetnie zachowany. Ma oczywiście naturalne cechy użytkowania ale też nosi ślady drobnych napraw które robiono na przestrzeni czasu - co jest dowodem, że o niego dbano.
Szafa posiada troje drzwi i trzy szuflady. W środkowej części jest przestrzeń na wieszaki oraz półka. Boczne szafki mają półki, w jednej z szafek są oryginalne półki o regulowanej wysokości, a druga ma nowe półki mocowane na stałe.



Zamki w drzwiach działają i są do nich dostępne dwa kluczyki. Na drewnie nie widać śladów po owadach, nie ma też żadnych ubytków w okleinach. Jedynym wartym odnotowania mankamentem jest otarcie na tafli lustra.



Szafa co ważne jest rozbieralna do transportu, można ją z łatwością podzielić na mniejsze części i potem ponownie złożyć. Cała konstrukcja jest spinana na drewniane kliny.

WYMIARY:  szerokość  218 cm, głębokość  72 cm, wysokość. 215 cm.

Szczerze polecam ponieważ jest to piękny i funkcjonalny mebel który będzie prawdziwą ozdobą w każdym wnętrzu.


niedziela, 30 lipca 2017

Giełda antyków w Tongeren w Belgii.

Chciałbym polecić kolejne miejsce za granicą , które prócz Lipska można odwiedzić podczas wakacyjnych wędrówek.
Każdej niedzieli od około  30 lat w belgijskim mieście Tongeren odbywa się giełda antyków. Podczas każdej z giełd jest około 350 wystawców ze stoiskami wzdłuż głównych ulic, na rynku i w dwóch halach. Giełda jest na tyle znana, że całe centrum miasta stało się jednym dużym sklepem z antykami. Tak więc niemal co trzeci lokal handlowy to sklep tego typu. Z tego co podają organizatorzy , sklepów jest  blisko 40. Idąc ulicami mijamy kolejne stosika ulicznych sprzedawców i możemy zajrzeć do każdego z mijanych sklepów.
Giełda w Tongeren jest interesująca ponieważ można znaleźć tu na prawdę szeroki wybór antyków, jest tu niemal wszystko począwszy od mebli, przez stare lampy i świeczniki, zabawki, malarstwo, zegary, porcelanę i szkło, a skończywszy na biżuterii i szeregu innych rzeczach , które aż trudno opisać. Bardzo ważne jest przy tym, że tu na prawdę dominują zabytkowe wyroby lub rzeczy bezpośrednio z nimi związane.
Zwiedzania jest niemal na pół dnia i gdyby ktoś się tym zmęczył i chciał odpocząć , to bez trudu znajdzie miejsce w którejś z licznych kafejek czy restauracji. Aby na prawdę poznać ofertę i wyszukać spokojnie coś ciekawego to polecam przyjazd z samego rana gdy zaczyna się cała impreza. Można wtedy wstępnie rozejrzeć się bez presji innych odwiedzających. Giełda jest na tyle znana, że później , gdzieś tak koło godziny 10-tej są już prawdziwe tłumy. Przyjeżdżają tu ludzie niemal z całego świata i na prawdę to widać i słychać. Sława tej giełdy jest w pewnym sensie jej minusem ponieważ ceny są dosyć wysokie - nastawione na turystów. Więc jeżeli ktoś szuka okazji to niestety nie będzie mu łatwo.
Podsumowując - warto jest tutaj przyjechać ponieważ jest to prawdziwa giełda staroci, znacznie ciekawsza od popularnych pchlich targów. Przy tym możemy obserwować rzadkie zjawisko gdy niemal całe miasto jest podporządkowane antykom. Może to jest niewłaściwa analogia ale to jest coś takiego jak nasz Czacz gdzie ten handel zmienił oblicze całej miejscowości. Z tą różnicą, że tutaj oczywiście mamy do czynienia z antykami które w niezwykłym bogactwie można podziwiać i ewentualnie kupić. Szczerze polecam.

Kilka przydatnych linków:
www.tongeren.be
www.tripadvisor.com
www.fleamapket.com



Tak koło godziny 08.00 wygląda giełda wchodząc od strony Dworca.


Wnętrze jednego ze sklepów z antykami.




Są też i osobliwości ;) 




Wnętrze podziemnego parkingu pod centrum handlowym nieopodal rynku. 


Hala handlowa przy jednej z uliczek.